Para jakich wiele, ale historia jedyna w swoim rodzaju. W słoneczne popołudnie, w zaciszu wiejskiego domku poznałam historię Karoliny Herra-Hładki i Maćka Hładki. Rozmawialiśmy o początkach ich wspólnej drogi, marzeniach i rzeczywistości. Na parę godzin poczułam, jakbym należała do ich świata – pełnego pasji i samozaparcia. Ich podejście do życia, pieniędzy i zmian, jakie przychodzą do każdego z nas, dały mi przekonanie, że nie ma jednej słusznej drogi. Każdy musi obrać własną.
Jadąc na spotkanie z Karoliną i Maćkiem byłam podekscytowana miejscem do którego zmierzam i moimi rozmówcami. Będąc pół godziny za wcześnie, miałam okazję przejść się po okolicy. Rozproszone domki, tuż nad czystym jeziorem Lubie, otoczone są gęstym, pełnym wąwozów lasem. Tuż obok znajdują się malownicze pola z wysoką, zieloną trawą i pasącymi się na niej krowami. Gdy gospodarze przyjechali, zaprosili mnie do swojego domu – malowniczego, zbudowanego z bali i kamienia. Wszędzie dookoła było dużo soczyście zielonej trawy, miejsce na ognisko i sauna nad samym brzegiem jeziora. Już trzydzieści minut spędzone w tej okolicy pozwoliło mi zapomnieć o mieście, z którego wyjechałam 3 godziny wcześniej i nastroiło na dzień w rytmie slow.
Po zjedzeniu pysznego obiadu i odświeżeniu się po podróży, usiedliśmy na ganku przy lokalnym winie rozmawiając przez wiele godzin. Dowiedziałam się o nie-biznesach pary, o ich podejściu do zmian, o tym, jak żyją i co w tym życiu cenią najbardziej.
Poznali się, gdy zaczęli grać wspólnie w rockowym zespole. 16-letnia wtedy Karolina była wokalistką, a Maciek grał na basie. Całość zaowocowała nie tylko wydaną płytą, ale również, parę lat później, związkiem. I choć minęło trochę lat od tamtego czasu, ci dwoje cały czas ze sobą współpracują, prowadzą swoje przedsięwzięcia, wychowują trójkę dzieci i wciąż cieszą się swoim towarzystwem.
Po młodzieńczej przygodzie z muzyką, rzucili się w wir „dorosłego życia”. Maciek prowadził sieć kantorów przy zachodniej granicy, zatrudniając dziesiątki pracowników. Żyło się dobrze, wygodnie, ale… czegoś brakowało. Bolało ich, że biznes to krawaty, marynarki i nieustanne podliczanie tabelek zysków i strat w Excelu. Męczyło zarządzanie kolejnymi szczeblami w hierarchii firmy, a pieniądze nie dawały tak dużej satysfakcji, jak im wmówiono, że będą. W końcu zdecydowali się zrezygnować z tego i pójść w swoją stronę.
Postanowili spełnić swoje marzenia z młodości i otworzyć studio nagraniowe. Już od pierwszych minut naszej rozmowy na werandzie czułam, że ta dwójka nie chodzi na skróty, a jak już się za coś zabierają, to robią to na najwyższym poziomie i z troską o najmniejsze detale.
Nie inaczej jest ze Studiem Recpublica, które powstało we wrześniu 2008 roku. Zaprojektował je John Flynn mający na swoim koncie projekt legendarnego Abbey Road oraz studia takich sław jak Sting czy George Michael. Główny live-room o powierzchni 120 metrów kwadratowych i kubaturze niemal 1000 metrów sześciennych jest jednym z największych tego typu obiektów nie tylko w Polsce ale i w całej Europie.
Charakterystycznym elementem, który rzuca mi się od razu w oczy, jest wszechobecne drewno. Maciek przyznaje się, że jest wielkim fanem. Widać to zarówno w domu nad jeziorem jak i tutaj. Okazuje się, że w kontekście studia, to nie tylko element dekoracyjny. Ten naturalny surowiec, w połączeniu z kilkusetletnimi murami tworzy idealne warunki akustyczne, których uzyskanie w nowoczesnych budynkach jest po prostu niemożliwe. Dźwięk w tej przestrzeni jest niesamowity, głęboki ale i jednocześnie delikatnie wygłuszony bez charakterystycznej studyjnej “pustki”. Doświadczyłam w tym miejscu czegoś nowego i jednocześnie niezwykłego – usłyszałam dźwięk, który jest składową wiedzy o akustyce połączonej z historią i naturą.
Chcieli zbudować miejsce, które nie tylko przyciągnie muzyków profesjonalnym sprzętem i światowej klasy warunkami, ale będzie atrakcyjne również ze względu na lokalizację i panujący w niej klimat. Przyznam się szczerze, że lepiej wybrać nie mogli!
Studio Recpublica to w mojej ocenie połączenie wszystkich atrybutów potrzebnych do tworzenia. Ponad 700 letni, porośnięty bluszczem młyn, to przestrzeń magiczna. Cisza, spokój i wiejska sielanka w symbiozie z wszechobecną naturą, sprawiają że tego miejsca nie chce się opuszczać. Tworzą tu najwięksi artyści, zarówno polscy jak i zagraniczni. Wszystko to z dala od miasta, w małej, lubuskiej wsi. Nie dziwi mnie tym bardziej fakt, że ich kalendarz rezerwacji nie świeci pustkami. To przedsięwzięcie było również motorem napędowym do otwarcia restauracji, którą prowadzą w okolicy i która chętnie karmi pochłoniętych pracą muzyków.
To jak właściwie działają wasze biznesy? – zapytałam w którymś momencie i zobaczyłam jak Maćkowi drgnęła powieka. Okazało się, że żadne z nich nie lubi myśleć o tych przedsięwzięciach jak o biznesie per se. Prowadzona przez nich restauracja oraz studio nagrań jest bardziej spełnieniem marzeń i źródłem satysfakcji. Bo choć ani gastronomia ani rynek muzyczny nie są szczególnie łatwymi kawałkami chleba, to Karolina z Maćkiem nie mogliby dziś robić niczego innego.
„Tu chodzi o bycie blisko ludzi. Kiedy ktoś zachwyca się albo chwali to, co stworzyliśmy, to jest to dla nas najlepsza nagroda! Bo wiemy, że daliśmy tej osobie kawałek siebie.”
Karolina i Maciek są jednymi z niewielu osób jakie znam, które tak otwarcie rozmawiały ze mną o finansach. Jak się okazało, mają bardzo zdecydowany pogląd na zarabianie i pomnażanie swojego majątku i nie boją się mówić o tym głośno. Nie przynosi im satysfakcji patrzenie, jak ich konto się rozrasta, a bardziej myślą w kategoriach potrzeb, na które chcą zarobić.
Pieniądze to nie cel, to motor napędowy do spełniania marzeń. Uwielbiają wspólne podróże. Najlepszy moment w roku, to gdy biorą dzieci, umawiają się z przyjaciółmi i wspólnie wyruszają w nieznane. To wizja tak spędzonego czasu sprawia, że zabierają się do pracy ze zdwojoną siłą. Wiedzą, że to właśnie miejsca, poznani w nich ludzie i wspomnienia, które zostają w ich głowach, stanowią największą wartość dla nich oraz ich dzieci, które w ten sposób doświadczają rzeczy, których nie nauczy ich żadna szkoła.
Zapytałam ich, co sądzą o tych wszystkich zmianach w swoim życiu. Od marzeń o karierze rockowej, przez czysty biznes, po firmy, które przynoszą satysfakcję. Z łagodnymi uśmiechami na twarzy wzruszają ramionami.
Karolina przyznaje, że są do nich przyzwyczajeni. Dzięki odwadze obierania wielu ścieżek w życiu i angażowania się w coraz to nowe projekty, przywykli do tego, że życie nie jest statyczne, a jednocześnie, że większość tych zmian przychodzi sama. Choć pewne kluczowe decyzje podjęli świadomie, to nigdy nie trzymali się uparcie założeń. Szkoda im na to nerwów, bo życie jest zbyt pokręcone, żeby wszystko mogło iść według planu. Ze spokojem dają się mu nieść przez te lepsze i te gorsze chwile. Ten luz wynika z tego, że nie trzymają się kurczowo tego, co materialne. Wiedzą, że dadzą sobie radę. Mają dwie ręce, głowę i zdrowie – taki zestaw wystarczy, by nawet w trudniejszych czasach utrzymać głowę nad powierzchnią.
„Zmiany były, są i będą, nie możemy nic z nimi zrobić. Czasami się zmieni na gorsze, ale potem znowu będzie lepiej.”
Zazdroszczę im tego spokoju. Może jest to coś, co przychodzi z wiekiem, a może trzeba na to zapracować, pozwalając sobie w życiu na ryzyko i eksperymenty. Liczne podróże dają im możliwość postawienia swojego życia w perspektywie i wyluzowania się. Obserwują, jak żyją ludzie z różnych zakątków świata i co jest dla nich ważne. Wiedzą, że nie ma jednej drogi, jednego przepisu na sukces. Ważne są wybory, jakie podejmują. To, co mogą zrobić, to być razem, wspierać się i starać się żyć jak najpełniej.
Podziel się
03 czerwca,2020
We współczesnym świecie promowany jest ciągły rozwój. Media społecznościowe bombardują nas treściami, które zachęcają do spróbowania, przeczytania i obejrzenia nowych rzeczy. Produktywność i ilość odhaczonych zadań na liście stała się dla niektórych wyznacznikiem wartości człowieka. A jakby tak zwolnić?
27 lipca,2020
Co raz więcej słyszy się o zmianach klimatycznych, spowodowanych nadmiarem dwutlenku węgla wydalanego do atmosfery. I choć patrzymy w stronę największych krajów, by zmieniły sposób w jaki zarządzają przemysłem, to nie bez znaczenia pozostają nasze osobiste wybory w życiu codziennym. Jeżeli chciałbyś żyć trochę bardziej ekologicznie, ale boisz się, że oznacza to rewolucję w twoim życiu, to śpieszymy cię uspokoić. Wystarczy parę drobnych zmian.